Turniej o Czarny Kamień
obok bacówki
nocne sesje w domu
Wizyty w Polsce:
1988
1989
1991
1992
1996
1997
|
Z Warszawy do Wodzisławia przywiózł nas Adam Lubos, przekraczając (o wiele) wszystkie dozwolone limity prędkości. Okazało się, że Japończycy też lubią jeździć za "zającem". Tozawa - sensei czuł się już u nas zadomowiony - trzecia wizyta, a nam było przyjemnie znowu Go gościć.
Wspaniałą całodzienną, słoneczną wyprawę nad Wisłę - Go nad wodą jest jeszcze bardziej, jeśli to możliwe, przyjemne - całą ekipą śląskich graczy zakończyliśmy w bacówce w Wiśle-Czarnem. Nawet mnie (mimo wcześniejszych ustaleń) zaskoczyła podana na stół "świńska dupa w kapuście", inaczej mówiąc peklowana, ogromniasta szynka zapieczona w kiszonej w specjalny sposób kapuście. Podana na misce wyciosanej z surowego, nie okorowanego pnia sosny o metrowej chyba średnicy. Zjedzony wcześniej świetny żurek góralski poszedł w niepamięć ... Dojadaliśmy ją na trzy raty, a i tak sporo zostało. Potem obok bacówki (kto chciał i mógł - samochody!) piwo i wszyscy : Go.
W klubie rozegraliśmy specjalną rundę "Turnieju o Czarny Kamień' z udziałem Mistrza. Mimo ogromnych chęci i cichych nadziei nikomu nie udało się tym razem wygrać z Mistrzem. Przyjemne były wieczory na domowym tarasie, gdzie wszyscy grali lub przyglądali się partiom Mistrza. Raz tylko aura sprawiła nam psikusa : ciepły dzień zakończył się lodowatym wieczorem. Mam sporo swetrów, ale tym razem brakło ich dla wszystkich. Komentarz Jacka Walczyka : ten rok był wyjątkowo zimny, bo wybory prezydenckie wygrał socjalista (wiatr od wschodu), Tozawa - sensei sparował : "coś w tym musi być, bo w Japonii też był bardzo zimny rok, a wybory też wygrał "socjalista".
Pasję "shopping'u" pani Tozawa tym razem mogła wyładować na rybnickim, ogromnym targu. My w tym czasie w kawiarni "Na poddaszu" oddawaliśmy się w większym gronie naszej namiętności. Każdy dzień kończyły długie nocne sesje przy deskach.
Tym razem już wtedy umówiliśmy się na następny rok - plany kilkudniowego wyjazdu całymi rodzinami omawialiśmy wspólnie.
Janek Lubos
|