index/ publikacje/ początek/ |
Go zawodowe na świecieW Europie Go jest grą egzotyczną i nieznaną, przez co postrzeganą jako gra pośledniejszej klasy - coś pomiędzy Chińczykiem a Czarnym Piotrusiem. W rzeczywistości jednak jest to gra należąca do najbardziej popularnych na świecie - jeśli popularność mierzyć liczbą graczy, a do najtrudniejszych - jeśli poziom skomplikowania mierzyć długością nauki i liczbą stopni wtajemniczenia. Obecnie na świecie gra w Go kilkadziesiąt milionów ludzi. Olbrzymia większość to amatorzy - ludzie którzy grają dla przyjemności i - co może równie istotne - na niezbyt wysokim poziomie. W krajach dalekiego wschodu, istnieją poza klubami zrzeszającymi amatorów również organizacje graczy zawodowych. Zawodowstwo pojawiło się w Japonii w okresie Edo, okresie bujnego rozkwitu kultury i mecenatu państwa. Dzięki wprowadzonemu wówczas stanowisku Mejin Godokoro (najważniejszy, najsilniejszy gracz) i związanymi z tym urzędem gratyfikacjami, Go rozpoczęło swój przyspieszony rozwój, a zawodowi gracze japońscy stali się na całe setki lat niedoścignionym ideałem dla innych graczy. Gracz zawodowy (ten, za którego grę płacił mecenas - dziś powiedzielibyśmy sponsor) nie musiał już martwić się o swój byt. Go stało się popularne a obietnica życia w dostatku przyciągała najzdolniejszych spośród biednych japończyków, pozwalając im - w przypadku sukcesu - na zmianę statusu społecznego. Go przestało być tylko kosztowną rozrywką zamożnych. Stało się wysublimowaną sztuką, wielką przygodą, nauką dla wtajemniczonych. Trzysta lat rozwoju systemu zawodowego w Japonii doprowadziło poziom gry do niespotykanych wyżyn. Chiny, w których go (pod nazwą Wei-Chi) powstało, a także Korea (skąd Go trafiło do Japonii w 7 wieku naszej ery), pozostały daleko w tyle. Przewaga japońskich zawodowców nad innymi graczami była niekwestionowana do późnych lat osiemdziesiątych naszego stulecia!. Dopiero wtedy świeżo powołane organizacje zawodowe w Chinach, Korei i na Tajwanie potrafiły wystawić graczy zdolnych podjąć równorzędną walkę z zawodowcami japońskimi. Co było powodem takiej sytuacji? Czym różni się system zawodowy od amatorskiego? Jakie wreszcie cechy czynią gracza zawodowcem? Czy zawodowiec jest lepszy od amatora? Nie wiem, zamiast odpowiadać na te pytania opowiem o świecie japońskiego zawodowego Go - takim jaki znam. Szkoła zawodowcówPrzez półtora roku byłem jednym z uczniów zawodowych (Insei), w największej i najbardziej prestiżowej japońskiej szkole Go - Tokyo Nihon-Ki-In'no Dojo. Byłem uchi deshi (współmieszkający uczeń) u Akinobu Tozawa 9dan (w tamtych czasach główny nauczyciel w dojo i człowiek wielce ustosunkowany w świecie Go zawodowego). Byłem jednym z nich - zaznałem surowego rygoru nauki u typowego tradycyjnego japońskiego mistrza. Mój nauczyciel twierdzi, że żeby zostać zawodowcem, należy zacząć najlepiej w wieku 3-6 lat, być zdolnym, pracowitym i mieć szczęście. Znane są jedynie nieliczne wyjątki od tej reguły. Mówi się, że tylko najzdolniejsi, ci którzy trafiają do specjalnych szkół (Dojo) mają realną szansę. Dojo tokijskie, w którym trenowałem i rozgrywałem swoje cotygodniowe turnieje, ma pięć dwunastoosobowych klas. Skład klas zmienia się pod koniec każdego miesiąca po zakończeniu cyklu turniejów. System podobny do naszego systemu ligi piłkarskiej zamienia miejscami czterech najlepszych z klasy niższej z czterema najsłabszymi z grupy wyższej. Raz w roku rozgrywany jest Hon-Sen (turniej główny o zawodowy szlif). Uczestniczą w nim tylko Insei z najwyższych klas i kilkanaście starannie wyselekcjonowanych osób z całej Japonii. Młody adept go zawodowego (Insei)- pod warunkiem oczywiście, ze jest odpowiednio utalentowany, zawzięty, pracowity itd. spędza w dojo 6 lat. Przychodzi tu w wieku 10-12 lat już jako niezły gracz i po latach nauki i rywalizacji - zwykle przeżywa porażkę w osiemnastym roku życia. To wiek, który dla japończyków jest górnym ograniczeniem na naukę w dojo. Argument przekroczenia limitu wieku bez uzyskania wymarzonego awansu jest jednym z bodźców do maksymalnego wysiłku. System pozwala średnio 2-3 osobom w roku uzyskać certyfikat gracza zawodowego, łatwo więc policzyć, ze większość spośród tych 60 Insei nigdy go nie uzyska. Zwłaszcza, że tokijskie dojo choć największe, nie jest jedynym w Japonii. Insei spędza dziennie na trening (standardowo jest to: czytanie i analizowanie partii zawodowców, rozwiązywanie problemów i grę) - od 6 do 16 godzin dziennie. Ponieważ w ogromnej większości jest on młodym Japończykiem, pozostały czas wykorzystuje na naukę w szkole publicznej, jedzenie, sen i... zabawę. Insei, który jest na tyle silny aby przebywać stale w najwyższych klasach (lub ma szczególne przywileje i zostanie wprowadzony przez swojego nauczyciela - jak), może dostąpić zaszczytu i uczestniczyć w treningach zawodowców (Ken Kyu Kai). Dziwna rzecz, te małe "niby turnieje" to jedne z nielicznych miejsc, gdzie można jeszcze zobaczyć grających ze sobą "towarzysko" zawodowców. Współzawodnictwo które rozpoczyna się jeszcze w dojo - doprowadziło do tego, że zanikł zwyczaj grania dla przyjemności - zjawisko tak typowe dla wszystkich amatorów. Go dla zawodowca, to bardzo trudny i wyczerpujący zawód. Napięcie i stres występujące w trakcie turnieju jest niewyobrażalne. Wielokrotnie powtarzano mi, że zawodowiec który jest w stanie prowadzić po rozegranej partii samochód - to zły zawodowiec. Znaczy to, że nie przykładał się do gry wystarczająco, nie skupił całej swojej siły ducha. Słynny jest przypadek, jednego z czołowych graczy japońskich - Cho Chi-Kun'a 9dan, który po dwudniowej walce o tytuł, wybrał się samochodem po zakupy. Pojechał bo musiał. Żony nie było w domu a lodówka stała pusta. Cho był tak zaabsorbowany swoją dopiero co zakończoną partią i jej analizą, ze zamiast do sklepu dojechał na salę operacyjną. System zawodowyJapońska organizacja zawodowa graczy w Go (Nihon Ki-In) zrzesza około 500 certyfikowanych graczy. Większość z nich jest już prawie nieaktywna - chociaż słowo "prawie" jest tu kluczowa. Część aktywnych zawodników skupia się na turniejach o wielkie pieniądze. Wielkie, ale nieporównywalne z tymi jakie choćby nasz Gołota zarobił przez kilka minut w ringu. Tylko wyjątkowo utalentowani gracze potrafią przekroczyć sumę miliona dolarów w roku z nagród turniejowych. Oprócz możliwości uczestniczenia w turniejach "o nagrodę", każdy zawodowiec ma również obowiązek rozegrać pewną liczbę partii rankingowych w roku. Liczba gier rankingowych jest odwrotnie proporcjonalna do nominalnej siły gracza i jest czasami jedynym źródłem utrzymania gracza. Zawodowiec japoński ma w ten sposób zapewniony stały choć niewysoki dochód. Mistrzowie z najwyższym możliwym stopniem (tak jak w innych tradycyjnych dziedzinach japońskich jest to stopień 9 dan) nie mają obowiązku grania gier do rankingu. Jest to dowód uznania ich osiągnięć a jednocześnie rodzaj emerytury. Przecież zgodnie z tradycją i kulturą japończyków niegrzecznie byłoby proponować mistrzowi weryfikację jego stopnia. Ponieważ ranking jest dożywotni a z wiekiem skuteczność gry maleje, mogłoby to doprowadzić do nieprzyjemnych sytuacji... Zawodowcom doskwiera doskonałość! Gracz zawodowy jest w pewnym sensie skazany na samotność. Poza Ken-Kyu Kai, nie ma możliwości spędzić miło czasu na czynności którą tak lubi. Partie szkoleniowe, różnego rodzaju symultany i partie komentowane, to jedyny kontakt zawodowca z amatorem. Nauczyciele nakazują Insei unikanie gry turniejowej z amatorami. Tłumaczą to analogią do gry w orkiestrze symfonicznej: Gdy w orkiestrze grają tylko profesjonaliści, muzyka jest harmonią. Łatwiej w takich warunkach ćwiczyć, łatwiej i przyjemniej zagrać utwór klasyczny. Gdy do gry usiądzie amator - pojawiają się dysonanse, kiksy i problemy z tempem. Mniej wprawionych może to zniechęcić, lub zmanierować. Młodzi profesjonałowie, jeszcze nie ukształtowani i wrażliwi na wszelkiego rodzaju błędy są więc szczególnie chronieni. Gdy styl i technika jest już wystarczająco wykształcona, wtedy naturalnie tracą zainteresowanie amatorskim go i przychodzi czas na samotność. Nauka zawodowego Go w dojo jest czymś znacznie więcej niż nauką gry. Właściwie można powiedzieć, że nauka gry (reguł, sekwencji, technik i końcówek) to tylko początek głębokiego procesu. Procesu którego celem jest ukształtowanie gracza zawodowego - takiego, który nie popełnia błędów, który jest doskonale zharmonizowany wewnętrznie i jest świadom własnych słabości. W moim przypadku proces ten niestety nigdy się nie zakończył.... Leszek Sołdan |
index/ publikacje/ |