|
- impresje z Japonii, w samolocie gdzieś nad Azją.
Zawsze, dokąd sięgam pamięcią zafascynowany byłem Japonią, krajem wspaniałej
historii i bogatej tradycji,
intrygującej, refleksyjnej sztuki, perfekcyjnej techniki i ogromnych możliwości.
Krajem, który dał mi moją fascynację - Go.
Pobyt w kraju moich marzeń był przeżyciem po którym trudno jest mi uporządkować
wrażenia. Wzruszenia związane z
pobytem w Yuza (Prefektura Yamagata), emocje 20 Mistrzostw Świata Go Amatorów,
odnowienie starych i nawiązanie
nowych przyjaźni, liczne wizyty w klubach Go i inne, często bardzo osobiste
zauroczenia.
Odwiedziny w japońskich klubach Go budziły mieszane uczucia. Przemili,
sympatyczni ludzie, silni gracze - i właściwie
nikt naprawdę młody. Gdzie jest Twoja przyszłość, Japońskie Go?
Już w czasie drogi do Japonii, na lotnisku we Frankfurcie, spotkałem p.
Mero Csaba (Węgry), na lotnisku Narita
czekali na nas p. Jansen Frank (Holandia), Yasuda Yasutoshi 9 Dan Pro i
Shigeno Yuki 2 Dan Pro. Byliśmy grupą
właściwie obcych sobie osób, w bardzo różnym wieku, z różnych stron świata.
My, europejczycy, chcieliśmy zobaczyć - i
w miarę naszych możliwości pomóc - jak Yasuda sensei uczy dzieci w wieku
przedszkolnym Go.
Pierwszą lekcję Yasuda sensei przeprowadził w przedszkolu w Isehara. Obserwowałem
go bardzo uważnie. Kiedyś
pracowałem jako nauczyciel w szkole, uczyłem małe dzieci. Uczyłem także
Go. Jedno i drugie nie są zajęciami łatwymi.
Połączone razem stwarzają problemy wydawałoby się prawie nie do pokonania.
Jak w czasie krótkiej lekcji przekazać
małym dzieciom coś, czego zrozumienie wielu dorosłym sprawia kłopoty? Idea
Yasuda sensei jest genialna w swojej
prostocie, pierwszy krok w kierunku Go sprowadził do nauki zabijania kamieni
przeciwnika. "Atari - Go" jest łatwo
przyswajalne przez dzieci i - co najważniejsze - od razu wprowadza kształcącą
rywalizację z pominięciem tak trudnych do
zrozumienia przez nie terminów jak np. "terytorium". Uważny obserwator
szybko też mógł zauważyć jego wspaniałe
podejście do dzieci, pełną kontrolę nad ich koncentracją i umiejętność
wywołania autentycznego zainteresowania.
Następnych kilka dni spędziliśmy w Yuza. Nigdy nie zapomnę jego mieszkańców
: pana Sato - który nie zdążywszy
się z nami pożegnać przed naszym powrotem do Tokio, przyleciał tam za nami
specjalnie w tym celu, pana Onodera -
gościnnego gospodarza domu w pięknym, prawdziwie japońskim stylu. Głęboko
wzruszyła mnie malutka Shizuka czan -
która ufnie przytulona przesiedziała na moich kolanach całą lekcję. Prawdziwe
emocje budziły też same lekcje Yasuda
sensei. Nie obserwowałem już jego techniki prowadzenia zajęć. Do końca
koncentrowałem się na obserwacji dzieci.
Shigeno sensei - filmująca fragmenty lekcji kamerą video - też zaczęła
zwracać większą uwagę na ich reakcje. Obserwacja
zachowania dzieci, ich twarzy, i późniejsza wielokrotna analiza nagrań
video dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń.
Absolutna koncentracja na problemie wskazywanym przez nauczyciela, wysiłek
związany z usiłowaniem zrozumienia,
czasami mimowolne, niecierpliwe ruchy rąk sygnalizujące kłopoty z przyswojeniem
problemu, czasami ten szczególny, nie
powtarzalny błysk w oczach - już wiem - będący największą nagrodą dla nauczyciela.
W twarzach dzieci czytam, że Yasuda sensei dokonuje trudnej sztuki - uczy
kilkuletnie maluchy właściwie jeszcze nie
Go, ale pierwszego, najważniejszego kroku w jego kierunku. Tych kilka dni
w Yuza minęło bardzo szybko. Wspólne
zainteresowania i zajęcia zbliżyły nas bardzo, staliśmy się, sądzę, grupą
przyjaciół. Chyba tylko dzięki temu, w chwilach
rozluźnienia po do końca perfekcyjnie prowadzonych lekcjach, możemy zauważyć
jak bardzo Yasuda sensei jest
zmęczony. Nikt, kto nie pracował z małymi dziećmi nie wie, jak bardzo pobudzanie
i podtrzymywanie ich uwagi może być
wyczerpujące.
Teraz, w samolocie, gdzieś nad Azją obserwowałem dwie starsze panie grające
w Go. Widok sympatyczny,
pobudzający jakże świeże jeszcze wspomnienia. Co naprawdę zapamiętam z
mojego pobytu w Japonii? Może przepyszny,
majestatyczny zachód słońca w "Lakma Point" w Yuza ? Czy może cztery wygrane
partie w Mistrzostwach Go, będące
właściwie dotkliwą porażką? Albo urokliwy, zapłakany deszczem "Sankei Garden"
w Yokohama? Lub przyjaciół, graczy z
japońskich klubów Go? Nie najmłodszych już graczy...
Gdzie jest twoja przyszłość, Japońskie Go?
- Nie wiem, nie mogę i nie potrafię odpowiedzieć, jestem tylko gaijinem.
Ale głęboko w sercu, wśród najcenniejszych
wspomnień na zawsze zachowam wspaniały widok zasłuchanych w nauczycielu
twarzy japońskich dzieci.
Jan Lubos